poniedziałek, 27 maja 2013

Korean Dreams Blog Tag

Korean Dreams Blog Tag

Jako, że Chizuru mnie nominowała to postanowiłam w końcu to dodać. Pragnę bardzo podziękować Chizuru za otagowanie mnie oraz gorąco przeprosić, że za pierwszym razem nie zauważyłam jej komentarza oraz za to że tak późno to piszę. Mam nadzieję, że mi wybaczysz kochana Chizuru. Jak chcesz to padnę przed tobą na kolana! Jeszcze raz przepraszam i dziękuję~!
 Zasady: 

1. Wstawić powyższy obrazek.
2. Podziękować osobie która cię otagowała.
3. Nominować jakąkolwiek liczbę blogów do tego tagu, które według ciebie na to zasługują lub po prostu je lubisz ;D (ale nie tą osobę która otagowała ciebie)

A teraz najważniejsze:

4. Opowiadasz o swoich 3 marzeniach. Jakich chcesz, mogą to być największe lub te mniejsze, zupełnie pokręcone lub bardziej realne.
5. Odpowiadasz na pytanie: Czy warto marzyć? Dlaczego?

Oto moje 3 marzenia! (Proszę się nie śmiać.xD)
1. Od zawsze chciałam zostać powieściopisarką, która będzie bardziej znana niż J.K.Rowling czy J.R.R.Tolkien. Uwielbiam pisać i wymyślać nowe rzeczy, więc takie marzenie u mnie to normalka. ;D Chociaż nie wiem czy jest to możliwe, a wy jak sądzicie? 
2. Kiedyś również chciałam chociaż raz wzbić się w powietrze i latać jak ptak. Nieraz nawet do dzisiaj troszkę po cichu o tym marzę. Chciałabym poznać to uczucie jak się lata, to powietrze i zobaczyć wszystko oczami ptaka. 
3. A to ostatnie marzenie jest najbardziej szalone! Odkąd byłam mała chciałam zrobić sobie zdjęcie z każdym człowiekiem na świecie! Ciekawe ile by mi to zajęło...xD Ciekawe czy w ogóle by mi się udało! xD To takie wręcz dziwne marzenie.;D
Jak widać moje marzenia nigdy się nie spełnią, ale marzyć zawsze można. <3

Czy warto marzyć? Dlaczego?
Moim zdaniem warto, ponieważ bez marzeń byśmy byli pustymi skorupami żyjącymi z dnia na dzień monotonnym życiem. Bez marzeń nie było by radości czy celu w życiu. Marzenie jest nieodłączną częścią człowieka. Każdy człowiek potrzebuje marzenia i każdy jakieś marzenie ma, niezależnie od tego czy duże czy małe to jednak je ma i na myśl o nim uśmiecha się i jest szczęśliwy. Marzenia to sens naszego życia. 


Otagowani przeze mnie:
Kuroineko ----------->  http://szalonamiloscsasukehinata.blogspot.com/
Ogniokrwista --------> http://notatnik-hinaty-hyuugi.blogspot.com/
DarkHappy -chan ------> http://akemi-w-fairytail.blogspot.com/
Lu-chan -------------------> http://nalumojeopowiadanie.blogspot.com/
Kita Senji -----------------> http://nalu-moja-historia.blogspot.com/

I to wszystko! Dziękuję za uwagę! <3 Następny rozdział pojawi się już wkrótce! Pozdrawiam Kuro Lady~! ;***

środa, 22 maja 2013

Rozdział 83 - "Walka potworów"

Rozdział 83

Gigant i Diabeł mieli stoczyć najważniejszy ze wszystkich dotychczasowych pojedynków. Członkowie Fairy Tail oddalili się na bezpieczną odległość, by móc dokładnie obserwować tą walkę. Pojawiły się również osoby które pojedynek rozegrały wcześniej. Gigant był znany ze swej nienaturalnie, olbrzymiej siły oraz postury za młodu. Jednak upływający czas zdziałał swoje i teraz był on drobnym staruszkiem. Lecz dzięki swej magii, chociaż częściowo mógł powrócić do dawnej świetności. Siła Diabła zaś nie była znana, lecz mimo to, słynął ze swojego okrucieństwa. Kochał torturować ludzi, a ich krzyki sprawiały mu niezwykłą rozkosz. Wiadomym też było, że widok krwi napawał go szczęściem, dlatego też zawsze atakował swoich przeciwników dopóki nie mdleli, bądź nie padali na kolana i błagali o litość. On też miał już swoje lata, jednak czas nie pozostawił na nim zbyt wielu oznak starości. Nikt nie wiedział jednakże czemu. Zapewne miało to coś wspólnego z jego magią, ale nie była to pewna teoria. Każdy z członków Fairy Tail zastanawiał się, co powinien sądzić o tym pojedynku. W końcu naprzeciwko siebie stanęły dwie legendy Magnolii. Byli oni znani w całym mieście, a nawet w całym kraju. Wynik tej walki na pewno miał korzystnie wpłynąć na ich sławę. Będą walczyć z całych sił, dla swoich ideałów. Makarov chciał bronić swoje dzieciaki, a Hades chciał za wszelką cenę ich zniszczyć oraz wygrać. Był to wysoki, starszy mężczyzna z wąsami i białą brodą sięgającą mu, niemalże do pasa. Jego prawe oko zdobiła czarna przepaska, a głowę hełm z „rogami”. Ubrany był w czerwona koszulę, białe spodnie, brązowe buty oraz ciemny płaszcz. 


Przez dłuższy czas, panowała między nimi niezręczna cisza. Jedynie wiatr starał się jakby zmącić ten spokój. Ich nieruchome sylwetki wpatrywały się jeszcze chwilkę w swego przeciwnika. Jednak gdy niespodziewanie wiatr poderwał liście, które poruszały się jakby w swym własnym tańcu. Okazało się być to znakiem. Znakiem, który miał rozpocząć ich walkę. Makarov nie ociągając się, pominął rozgrzewkę. Używając swej magii, powiększył on swoją rękę do wręcz niemożliwych do osiągnięcia rozmiarów. Ta ręka należała do prawdziwego giganta. W uderzenie, włożył połowę swej prawdziwej siły, lecz mimo to Hades powstrzymał ten atak, zaledwie jedną ręką. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia, a przede wszystkim nawet nie ruszył się z miejsca chociażby o milimetr. Jego przerażający uśmiech, spowodował to, iż Makarov powiększył całe swe potężne ciało. Teraz mistrz Grimoire Heart znajdował się w jego ogromnym cieniu. Z niewiarygodną wręcz prędkością Gigant zaczął atakować swojego przeciwnika. Jednakże ten bez większego wysiłku, odbijał każdy cios. Staruszek wróżek postanowił skorzystać z większej ilości magii. Już po chwili, wypowiadał skomplikowane zaklęcia. Wokoło przeciwnika zaczęły pojawiać się świetliste więzy. Lecz tamten nie pozostawał mu dłużny. Użył swej magii, a z jego rąk wydobyły się białe łańcuchy, które zakończone były ostrymi chwytnikami. Wpiły się one głęboko w skórę i mięśnie na ramionach Giganta. Nagle znalazł się na ziemi z powodu mocnego pociągnięcia łańcuchów. Kolejnym atakiem, były wiązki światła. Jedna była biała, druga zaś była przeciwieństwem pierwszej. Były one niczym lasery i wypalały dziury w drzewach, ziemi i głazach znajdujących się na polu walki. Żaden z nich nie poddawał się, i poprzysiągł sobie walkę go końca. Makarov złożył swoje ręce i rozpoczął odliczanie do zaklęcia o nazwie „Prawo Wróżki”. Jednak niespodziewanie Hades zrobił to samo tyle że, jego zaklęcie nosiło nazwę „Prawo Grimoire”. Były to dwa zaklęcia o potężnej mocy. Zderzenie ich, w najlepszym wypadku, mogło skończyć się silnej eksplozji.I oboje wiedzieli o tym doskonale. Gdy przystanęli na chwilę, Diabeł przemówił głosem, wypranym z wszelkich emocji:
- Makarov, mój stary przyjacielu. Jaki sens ma kontynuowanie tej walki?Skończmy to. Przecież zwycięstwo należy do mnie. Poddaj się, a być może ukrócę twe tortury.
- Uważasz mnie za durnia bez honoru? Niestety, rozwieję twe nikłe nadzieję. Będę walczył do samego końca! - odparł.
- Lecz pewnie zdajesz sobie sprawę, iż w momencie, gdy nasze moce się zetkną, powstanie eksplozja. I nie będziesz mógł temu zapobiec. Twoje dzieciaki ucierpią. - zaśmiał się, a jego śmiech był chłodniejszy niż sam lód.
-Dopóki żyję, nie pozwolę tknąć ci tych dzieci! Ochronię je, nawet za cenę życia! – krzyknął, a w jego głosie, kryła się prawdziwa furia.
-Sądziłem, że przez te wszystkie lata, zmądrzałeś chociaż odrobinę. Jednak najwyraźniej się myliłem.
-Za to ty w ogóle się nie zmieniłeś! Ciągle jesteś zaślepiony rządzą władzy i potęgi! Wybiję ci to z głowy!
- Dobrze zatem! W takim razie, pokaż mi swe umiejętności!
- Wiedz, że jeszcze cię pokonam!
- Czas pokaże! Chociaż zapewne nie dożyjesz jutra! - uśmiechnął się podle, jadowicie.
Makarov postanowił wycofać swoje zaklęcie, czym zaskoczył swego przeciwnika. Hades jednak bez zbędnego przeciągania, powtórzył tę czynność. Gigant przyjął taką samą postawę jak Diabeł. Zakończyli działanie swej magii, gdyż zdawali sobie sprawę, iż doprowadzi to do dużych zniszczeń, oraz mogło doprowadzić do ich śmierci. Całą swoją siłę przelali do czystych, fizycznych ciosów. A była to iście destrukcyjna siła, mogąca bezproblemowo rozbić głaz lub obrócić drzewo w drzazgi. Na początku obje dotrzymywali sobie nawzajem kroku. Każdy z nich używał w takiej samej mierze swej siły oraz niesamowitej prędkości. Żaden nie pozwolił zdobyć nad sobą jakiejkolwiek przewagi. Jednakże, jakiś czas później, obojgu zaczęło doskwierać zmęczenie. Ale Makarov okazał się wytrzymalszy i zaczął powoli przeważać nad Hadesem. Ten zdając sobie sprawę, z położenia jego sytuacji, posunął się do zagrania nieczystego. Zagrał nie fair w stosunku do swojego przeciwnika i użył magii. Wypowiedział on zaklęcie czarnej wiązki, które miało rozpłatać Gigantowi brzuch. Ten czując przeszywający ból, odskoczył od niego. Następnie złapał się za brzuch, a sekundę później po jego rękach obficie spływała szkarłatna, ciepła krew. Jego twarz wykrzywił grymas bólu. Splunął krwią na ziemię. W kącikach jego ust czerwona ciecz również była widoczna, a ona sam czuł metaliczny smak. Jednakże był ona mocniejszy i wyraźniejszy. Śmiech Diabła rozbrzmiewał na polanie, podczas gdy atakował przeciwnika. Makarov dzielnie się bronił przed jego ciosami i niekiedy również kontratakował. Tamten znudzony i zdenerwowany tą jego nieustępliwą postawą, postanowił ponownie użyć magii. Tym razem magii łańcucha, by za kilkoma pociągnięciami uderzyć nim w drzewa, duży głaz, a następnie wbić go w ziemię. Chwilę później, znowu rozpoczął ataki fizyczne. Gdy Gigant nie dawał za wygraną, ponownie użył łańcuchów. Gdy go już zostawił, krwawiącego na ziemi, zaczął się szaleńczo śmiać.
- I widzisz, to twoja przegrana! Ukażę Ci teraz piekło! Sam zechcesz umrzeć i będziesz mnie błagał o twą śmierć! - krzyknął.
Ściągnął opaskę ze swojego oka, które zaświeciło czerwonym niczym krew blaskiem. Szybko wypowiadał kolejne zaklęcia i formułki. Jego zaklęcie zmieniało głazy oraz pomniejsze kamienie w istoty żywe, a dokładniej – w małe, czarne smoki.
- WYGRAŁEM! - jego twarz wykrzywiona była w potwornym uśmiechu. Małe smoki ruszyły do ataku. Ich zadanie polegało na pożarciu rannego staruszka, który wrócił do swej prawdziwej postaci. Istoty te zbliżały się coraz bardziej i bardziej, jednakże drogę zagrodziło im kilka postaci. A byli to: Natsu, Erza, Gray, Lucy i Wendy. Ich twarze ukazywały ból, smutek oraz złość. Ich postawa wyrażała gotowość poświęcenia życia, dla swego mistrza. Każdy z nich użył tego samego ataku. Pod wpływem ich mocy, smoki rozpłynęły się. Teraz miała rozpocząć ostateczna bitwa. Bitwa która miała rozegrać wszystko. Jak się ona skończy? Kto wygra? Kto się nie podda i będzie walczył do końca? Pełen nienawiści Diabeł czy pełne miłości dzieci Giganta? Już wkrótce wszystko miało dobiec końca.

C.D.N~.

Mam nadzieję, że się podobało! ^^ Sorki, że dopiero teraz, ale czasu brak! Następny postaram się napisać szybciej! Dziękuję za uwagę! xD Pozdrawiam Kuro Lady~.;*

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 82 - "Czy serce pełne miłości pokona serce pełne nienawiści?"

 Rozdział 82

Gray od początku przyglądał się uważnie czarnowłosej kobiecie z Jeźdźców Gehenny. Była to niezwykle piękna, wysoka kobieta o chłodnych, brązowych oczach. Ocenił jej wiek na jakieś 19 lat. Jej sylwetka była wręcz idealna, jak na kobietę przystało. Pełne piersi, ładne wcięcie i płaski brzuch. 


Był zły, ponieważ nie wiedział kim ona jest. Powód jego gniewu polegał na tym, iż była łudząco podobna do jego przybranej matki Ur. Umarła ona kilka lat temu. Jego smutek był wielki z tego powodu. Zajęła się bowiem nim, gdy jego rodzice zginęli tragicznie w wypadku. Była pierwszą osobą, której zaufał i którą pokochał równie mocno. Nie wiedział co powinien z tym zrobić. Zdecydował jednak, że będzie z nią walczyć. Pragnął dowiedzieć się kim ona była i dlaczego tak wygląda. Gdy na jego wzrok na nią padł wszystkie wspomnienia o Ur odżywały w nim na nowo.Nie były one smutne, jednakże teraz chciał się skupić na tym co robił, czyli walce. Teraz tylko ona się liczyła. Kim jest? Czy były jakieś więzy krwi między nią a Ur? Czemu akurat to miejsce? Dlaczego jest zła i wystąpiła przeciwko Fairy Tail? Te pytania mąciły jego spokój. Gdy kobieta przestała uciekać i zatrzymała się na polanie niedaleko wysokiego klifu, on stanął naprzeciwko niej. Reszta wyruszyła dalej, gdyż wyczuli aurę Graya. Chciał on zająć się nią własnoręcznie oraz wyciągnąć od niej wszystkie istotne informacje. Ona przyglądała mu się przez chwilę, po czym uśmiechnęła się szeroko. Był to przerażający uśmiech. Malowała się w nim nienawiść. Ten wyraz twarzy nie pasował do tak urodziwej kobiety. Graya zamurowało i nie wiedział co ma robić. W końcu ona się odezwała, przepełnionym jadem głosem:
- Nazywam się Urtear Milkovich. Jestem córką Ur. Tą która Cię przygarnęła.- spojrzał na nią zaskoczony. - Tak właśnie! Porzuciła mnie, aby przygarnąć CIEBIE! Takiego nieudacznika! - krzyknęła, a jej głos drżał z gniewu.
- To...niemożliwe! Widziałem jak płakała samotnie w swoim pokoju, gdy myślała że śpię. Jestem pewien, iż za Tobą tęskniła!
- Skąd ta pewność? Poza tym, nawet jeżeli to prawda, to czemu mnie zostawiła?
- Na pewno Cię kochała. Nigdy by nie porzuciła swojej rodzonej córki!
- Czyżby? Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Zostawiła mnie samą, na pastwę losu.
- Ona na pewno nie chciała…
- Milcz! - przerwała mu. - Koniec z tą paplaniną! Zaczynajmy! Musisz jednak coś wiedzieć: nienawidzę Cię i zamierzam pozbawić Cię życia.
- Dobrze. Skończmy to jak najszybciej!
Walka rozpoczęła się. Gray złączył swe dłonie, by użyć swej lodowej magii. Niektórzy powiadają, że podczas walki jego serce było równie lodowate co magia którą władał. Podczas pojedynku nigdy nie odpuszczał, niezależnie od tego z kim walczył. Nie liczyła się płeć, wiek czy rasa. Jego dłonie zalśniły błękitnym blaskiem, a w stronę Urtear zostały rzucone lodowe włócznie. Ona ominęła je lekko, bez żadnego wysiłku. Była niezwykle szybka, a jej stopy z gracją wędrowały po ziemi. Zaatakował po raz kolejny. Jednak tym razem był to lodowy młot. Pojawił się nad głową przeciwniczki i już miał ją zgnieść, gdy ta odskoczyła. Kolejne ataki dawały te same rezultaty. Uważnie obserwował jej ruchy aż wpadł na pewien pomysł. Przyłożył ręce do ziemi, które po sekundzie całe zamarzło. Ona zaśmiała się szyderczo i rzekła mocnym głosem:
- Tą tandetną sztuczką mnie nie zranisz!
- O tym się jeszcze przekonamy. - odparł.
Zaatakował po raz kolejny. Kobieta skoczyła w górę. Miała już wylądować lekko na podłożu, jednakże poślizgnęła się co spowodowało upadek. Syknęła z bólu. On po raz kolejny ją zaatakował. Tym jednak razem przygwoździł ją ciężarem swojego ciała i lodowymi mieczami. Stwierdził, że nie ma szans na uwolnienie się, więc przeszedł do ważnej dla niego rozmowy.
- Dlaczego? Dlaczego twierdzisz, że Ur Cię porzuciła?
- Zrobiła to! Oddała mnie do szpitala! Tam przeprowadzano na mnie różne operacje.
- Ale czemu walczysz z Fairy Tail?
- Reszta tych idiotycznych wróżek mnie nie obchodzi. Ja chcę zabić tylko Ciebie!
- Czemu? Czy kiedyś sprawiłem ci ból?
- Odebrałeś mi matkę! Sprawiłeś, że ją znienawidziłam! Czy to Ci nie wystarcza?!
- Ja nie chciałem. Nie wiedziałem…
Nie dane mu było jednak dokończyć. Ona złączyła dłonie i zalśniły one takim samym blaskiem jak jego. Oplotły go lodowe pnącza usiane ostrymi kolcami. Na końcu wykwitła piękna róża.


 Jej twór coraz mocniej oplatał mężczyznę, raniąc go dotkliwie. Rany były głębokie, długie, a szkarłatna krew sączyła się delikatnie. Lecz on nie zamierzał się poddać. Rozbił oplatającą do roślinę za pomocą swej magii. Odskoczył kawałek dalej i jak miał to w zwyczaju, ściągnął swoją koszulkę. Zbyt dużo z niej nie zostało,. Była cała podarta i zakrwawiona. Spojrzał na nią obojętnym wzrokiem i spytał:
- Dlaczego?
- Czego znowu chcesz?! - krzyknęła wściekła.
- Skoro nienawidzisz Ur, to czemu używasz w walce jej ulubionego kwiatu?
- O czym ty gadasz?!
- Róża to ulubiony kwiat Ur, a twój lód przyjmuje jej kształt.
- I co z tego?
- Ty tak naprawdę kochasz swoją matkę. Kochasz Ur.
- Nieprawda! Zamilknij!
- W takim razie przemówię do ciebie mym ostrzem.
- Pokaż co potrafisz!
Gray zamroził swoją krew i zamienił ją w ogromne ostrze zwane Excaliburem. Zamroził też swoje rany, by nie stracić więcej krwi. Przygotował się mentalnie. Wziął głęboki wdech i szybko ruszył w stronę przeciwniczki. Machnął swym ostrzem ta, by ją zranić, ale przed nią zakwitł urodziwy kwiat róży. Ochroniła się plątaniną pnączy z kolcami. On jednak nie zamierzał odpuścić. Atakował coraz szybciej, pewniej i mocniej. Z każdym uderzeniem jego miecza, lód pękał. Po długich zmaganiach rozbił jej obronę, rozbijając tym samym swój miecz. Postanowił wszystko postawić na ten jeden atak. Ten ostatni, najsilniejszy. Ułożył swe dłonie, a ona zobaczyła blask. Po chwili spoczęła zamrożona na szczycie lodowej wieży. Chłopakowi ugięły się kolana jakby były z waty i padł na ziemię. Lodowa wieża zaczęła pękać, by po chwili zniknąć. Gray nie miał już magii ani sił, by ją utrzymać. Urtear zaczęła spadać w stronę klifu. Chwilę później zniknęła z jego pola widzenia. Patrzył przez chwilę w to miejsce, gdy nagle ktoś przebiegł obok niego. Przyjrzał się uważniej tej osobie. Dostrzegł małą dziewczynkę o różowych włosach, która walczyła z Juvią. Ich walka się skończyła, więc zostawiła ją i przybiegła tutaj. Szybko skoczyła z klifu do morza, aby uratować swoją ukochaną Urtear. Nie zawahała się ani na chwilę, skoczyła bez zastanowienia, gdyż kochała ją jak siostrę i nie miała zamiaru jej stracić. Co później się z nimi działo? Tego Gray już nie wiedział. Teraz liczyło się tylko to, że wygrał i musi dołączyć do swych przyjaciół. Kolejna walka to walka mistrzów, Giganta i Diabła. Najważniejsza ze wszystkich walk i być może zakończy wszystko.
C.D.N~.
Jest rozdzialik!^^ Mam nadzieję, że się Wam spodoba!:D I wiecie co? Dzisiaj na wf-ie spotkało mnie ogromne nieszczęście! Dostałam piłką od koszykówki w rękę, mam wybitego palca u prawej ręki... Kaleka ze mnie.xD A co u Was słychać? Pozdrawiam Kuro Lady~!<3

środa, 1 maja 2013

Urodziny bloga. Specjał cz.2



-Ludzie ruszajcie się! Szybciej, szybciej!-krzyczy na cały głos Erza.

-Wiemy!-odpowiadają wszyscy zgodnie.

-Urodziny, urodziny!-śpiewała Levi niosąc tort.

No właśnie! Urodziny! A skoro to są urodziny to czas na imprezę w stylu Fairy Tail! A wszyscy chyba wiedzą jak te imprezy się kończą, co nie? Trzeba będzie uważać i pilnować wszystkich… Kogo ja oszukuję? Ich nic nie powstrzyma! Ech…a ile będzie po tym sprzątania. Ale po co się tym martwić? Najpierw trzeba się zabawić! Wszyscy z Fairy Tail biegali w około dekorując salę. Jellal musiał odciągać Erzę od tortu, bo chciała go zjeść. Natsu jak zwykle coś podpalił i Lucy była na niego zła. Mirajane śpiewała, aby wszystkim lepiej się pracowało. Gajeel gdzieś w kącie zajadał żelazo, a Levi szukała w swoich książkach przepisów na jakieś dobre potrawy dla gotującej Juvii. Gray zajmował się muzyką, a Loki rozdawał zaproszenia pięknym paniom. Bisca i Arzack planowali gry na dzisiejszą imprezę. Wendy zorganizowała sprzęt do karaoke. Cana kupiła dużo, ale to bardzo dużo alkoholu, więc impreza będzie głośna i najprawdopodobniej pół miasta pójdzie z dymem! I co ja teraz zrobię? Zamkną mnie w więzieniu za to! Jestem na to za młoda! Mam nadzieję, że przynajmniej Wy moi kochani czytelnicy nie będziecie za bardzo rozrabiać na tej imprezie. Jellal nie zdołał utrzymać Erzy i tortu nie było w pięć sekund! I co my teraz zrobimy? Jakie to urodziny bez tortu? W tym momencie odezwała się Juvia.

-Uspokójcie się wszyscy! Nie ma się czym martwić. Zrobiłam zapasowy tort, który dobrze ukryłam, więc Erza go nie znajdzie. Weźmiemy go dopiero jak zacznie się przyjęcie, jasne?-wszyscy spojrzeli na nią po czym zaczęli się radośnie śmiać, gdy się uspokoili wrócili do przerwanych zajęć. To pierwszy raz, gdy ja nic nie muszę robić! Spokojnie usiadłam sobie w fotelu i zaczęłam czytać książkę, tylko co jakiś czas zerkałam na nich, aby upewnić się czy wszystko w porządku. Już po jakimś czasie przestałam to robić, ponieważ książka bardzo mnie wciągnęła. Czytałam, aż poczułam delikatne klepnięcie w ramię, uniosłam wzrok znad książki i spojrzałam na osobę przede mną, była to Lucy, która uśmiechała się szeroko.

-Skończyliśmy.-powiedziała spokojnie.

-Serio? Tak szybko?  

-Jakoś się nam udało, zwłaszcza że Erza wszystkich poganiała, bo chce zjeść tort.

-I wszystko jasne.-zaśmiałam się.-No to czas wpuścić gości i zaczynać imprezę!

-Tak jest!-krzyknęli radośnie. Już chwilę później cała sala wypełniła się ludźmi, którzy przyszli się zabawić. Rozpoczęła się szalona impreza! Z głośników wydobyła się głośna muzyka. Zaczęliśmy tańczyć, niektórzy tańczyli w parach, a niektórzy solo. Erza i Jellal byli mistrzami parkietu! To co oni wyprawiali było dla nas nie do pojęcia. Z Natsu i Lucy było już gorzej.

-Aaa…depczesz po mnie!-jęknęła blondynka.

-No przepraszam, ale pierwszy raz tańczę!-rzekł Natsu.

Oni tak tańczyli i kłócili się jednocześnie. Juvia i Gray robili to na swój własny sposób, żeby nikomu nie przeszkadzać. Evergreen i Elfman też nie radzili sobie najlepiej, mężczyzna był słabym tancerzem. Cana plątała się po parkiecie z butelką wódki w ręce. Levi musiała tańczyć sama, bo Gajeel jej gdzieś uciekł. Wszyscy tańczyli i śmiali się wesoło. Gdy byliśmy na tyle zmęczeni, aby przestać tańczyć w życie został wcielony plan Wendy. A tym planem był turniej karaoke. Nie będę owijała w bawełnę, jestem w tym beznadziejna, więc się wycofałam. Za to z tłumu wyskoczył Gajeel, który kochał śpiewać, ale śpiewał tak jakby miał zaraz wyzionąć ducha. Lecz wszyscy przygotowali się na tą okazję, równocześnie wyciągnęli zatyczki do uszu i zrobili z nimi to co trzeba. On nie przejmując się tym zaczął śpiewać, gdy się już zmęczył zabraliśmy go na świeże powietrze, aby sobie pooddychał. Teraz wszyscy śpiewali po kolei. Szło im dobrze i podobały się nam niektóre głosy. Na końcu zaśpiewała Mirajane przez którą zaczęliśmy płakać, bo to była bardzo smutna piosenka. Cana, że by nas rozweselić urządziła zawody w piciu! Każdy miał się dobrać w pary i walka toczyła się między tą dwójką. Lucy dobrała się z Levi, poszły jako pierwsze, bo chciały mieć to już za sobą. Padły równocześnie po 5 butelce, więc był remis. Natsu i Gray tak się wciągnęli w rywalizację, że zaczęli się bić i zapomnieli o piciu, więc to pozostało nierozstrzygnięte. Erza upiła się już po kilku kieliszkach i Jellal musiał ją zanieść do pokoju, aby odpoczęła. I tak się to toczyło dalej, niektórzy wygrywali, niektórzy przegrywali, ale Cany nikt nie pokonał. Doszło do tego, że ostatnimi osobami, które jeszcze się trzymały byli Cana i Gildarts. Zaczął się zacięty pojedynek między ojcem, a córką. W końcu padli oboje i mieliśmy dwóch zwycięzców, którzy jako nagrodę dostali tabletki na ból głowy, który na pewno nastąpi jutro. Później przyszedł czas na gry, które zorganizowali Bisca i Arzack. Oczywiście organizatorzy mieli zakaz brania udziału w tych grach. Najpierw było strzelanie do celu. W tym okazał się najlepszy Bixlow, który jak zawsze wystawił język i śmiał się szaleńczo. Nie spudłował on ani razu. Następnie zostaliśmy podzieleni na dwie grupy przez losowanie i zaczęliśmy przeciąganie liny. W mojej grupie było dosyć dużo silnych ludzi, więc miałam nadzieję na wygraną, ale byli u mnie też Natsu i Gray. Oni zaczęli się kłócić i przez nich przegraliśmy. Wszyscy z mojej grupy byli na nich wściekli, więc ich związali i zamknęli w piwnicy. Cana, która już mocno się upiła wypadła przez okno. Przestraszyliśmy się, na szczęście wpadła do rzeki i Juvia mogła z łatwością ją wyciągnąć, a przede wszystkim nasza pijaczka uniknęła skaleczeń. Graliśmy jeszcze w butelkę, w chowanego i były zawody w jedzeniu. Nagle podczas, gdy graliśmy w gry wideo budynek zaczął niebezpiecznie się trząść. Okazało się, że to Natsu i Gray próbowali się uwolnić przez co użyli swoich mocy i to wywołało to małe trzęsienie. W końcu ich rozwiązaliśmy, aby nic nie zniszczyli. Nadszedł czas na oglądanie filmów! Mieliśmy zrobić mega seans. Dziewczyny chciały romanse, a chłopcy horrory. Pierwsze były romanse na których dziewczyny się wzruszały, a chłopcy spali. Na horrorach zaś było dużo krzyku, krzyku przerażonych dziewczyn. Chłopcy spokojni oglądali filmy, a wręcz śmiali się, a dziewczyny przerażone krzyczały i chowały się za swoimi chłopakami lub się do nich przytulały. Gdy skończyliśmy oglądać był środek nocy, wyszliśmy na zewnątrz, aby oglądać gwiazdy na bezchmurnym niebie. Natsu wymyślił puszczanie fajerwerków, na początku wszystko było w porządku i podziwialiśmy piękne ogniste kwiaty na niebie. Lecz w pewnym momencie różowowłosy przesadził i przez przypadek podpalił drzewo, a co za tym idzie? Kolejne drzewa zaczęły się palić i zwróciliśmy uwagę całego miasta. Przyjechała straż pożarna, aby ugasić pożar i policja też się zjawiła. Wylądowaliśmy w więziennej celi, Juvia złapała policjanta za koszulę i przyciągnęła go do siebie. Coś mu zaczęła szeptać do ucha, a ten skinął tylko głową na tak, nie wiedzieliśmy o co może chodzić, więc tylko cicho westchnęliśmy. Nie mieliśmy nawet siły krzyczeć na Natsu. Po godzinie policjant wrócił z tortem w ręce. To zapasowy tort Juvii! Wszystkim od razu powrócił humor. Dobra to czas na mnie, odchrząknęłam i zaczęłam swój monolog.

-Już cały rok minął! Cieszę się, że aż tak długo ze mną wytrzymaliście. Dziękuję Wam za całe Wasze wsparcie. Mam nadzieję, że dalej będziecie przy mnie! Wspierajcie mnie jeszcze dłużej, przez kolejny rok, dwa, trzy, a może nawet cztery. Wytrwajcie ze mną do końca tej historii. Jesteście dla mnie bardzo ważni Moi Kochani czytelnicy i mam nadzieję, że wciąż będzie Was przybywać! Komentujcie, dawajcie rady i piszcie do mnie! Nie bójcie się mnie ja nie gryzę tylko połykam w całości. Nie tak na serio to nic Wam nie zrobię. Drobna krytyka się przyda. Mam nadzieję, że spotkamy się również za rok! Kocham Was Wszystkich! Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiliście! A teraz świętujmy te urodziny!

Mimo, że skończyliśmy w więzieniu to było warto dla takiej okazji! Świetnie się bawiliśmy, byliśmy razem i zjedliśmy pysznego torta! Liczymy na dalszy rozwój historii.

Urodziny bloga. Specjał część 1.

URODZINY!!! Już 1 rok jesteście ze mną i Fairy Tail!^^


Rozdział 81 - "Kto będzie ofiarą? Koza, a może Lew?"

Rozdział 81

Kolejna walka miała się rozegrać pomiędzy Lwem, a Koziorożcem. Jak będzie ona wyglądać? Co się wydarzy? Kto zwycięży? Te pytania dręczyły drużynę Fairy Tail. Loki polecił innym, by wyruszyli w dalszą drogę. Z lekkim oporem posłuchali go, a po chwili zniknęli z pola widzenia dwójki walczących. Na początku stali naprzeciw siebie i wzajemnie mierzyli się wzrokiem. Lew przypatrywał się uważnie swemu wrogowi i zaczął dostrzegać choćby najmniejsze szczegóły jego ciała. Koziorożec był istotnie dobrze zbudowany i strasznie wysoki. Obcisłe ubrania idealnie podkreślały jego mięśnie. Jednakże ciekawość wzbudzało to, iż posiadał on ogon, rogi i kopyta, które zastępowały stopy. Nie miał pojęcia jak powinien o tym myśleć i jak to możliwe.


 Po jakimś czasie skinęli głowami. Postanowili rozpocząć swój pojedynek . Nie znali swojej magii, więc była to czysta walka wręcz. Loki dużo trenował sztuki walki, a zwłaszcza boks, który lubił i chętnie do niego podchodził. Jego praca nóg mogła dorównać zawodowcom, a ciosy posiadały niespotykaną prędkość oraz siłę. Z Fairy Tail to właśnie on był najlepszy w walce wręcz. Jednak Koziorożec w tej dziedzinie nie był najgorszy. Była to szybka wymiana ciosów. Ich pięści przecinały powietrze, aby później zetknąć się z ciałem przeciwnika. Z ich ciał spływały krople krwi oraz potu, a oddechy były szybkie i płytkie. Emocje wyrażały podekscytowanie, zagrożenie i radość. Oboje po raz pierwszy spotkali przeciwnika, który dorównuje mu umiejętnościami. Chcieli jak najdłużej cieszyć się tą walką. Na ich twarzach widoczne były uśmiechy, które wyraźnie to podkreślały. Mimo, iż byli wrogami, to dzięki wymianie ciosów, zdążyli się ze sobą zapoznać. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Skinęli głowami i wiadomym było, że kończą rozgrzewkę. Miała zacząć się walka na poważnie. Walka na śmierć i życie. Ponownie ich spojrzenia się spotkały, by następnie ruszyć do morderczej walki. Przyśpieszyli, a ich ataki były o wiele szybsze, mocniejsze oraz bardziej precyzyjne. Zawsze trafiały tam gdzie chciał przeciwnik. Ich oddechy po raz kolejny przyśpieszyły. Łapali spazmatycznie powietrze, a pot spływający po ich ciałach coraz bardziej dokuczał. Ich ubrania przyklejały się do spoconych ciał, co nie było zbyt komfortowe. W tym momencie zrobiło się ciężej, a przez to chcieli jak najszybciej zakończyć pojedynek. Koziorożec zaskoczył Lokiego, gdyż odepchnął jego ręce na boki, złapał go i najmocniej jak mógł kopnął w brzuch. 


Twarz brązowowłosego wykrzywił grymas bólu, a z ust leniwie spłynęła strużka szkarłatnej krwi. Padł na kolana, chwycił się za brzuch i wyczuł, że ma złamane żebra. Nie mógł stwierdzić ile dokładnie, ale był pewien, że są złamane ponieważ czuł przeszywający ból. Postanowił użyć swojej magii zwanej Światłem Regulusa. Skupił całą swoją energię magiczną w pierścieniu, gdyż chciał jednym ciosem zakończyć wszystko. Pierścień zaczął lśnić, a wokół Lokiego pojawił się świetlany lew. Rozwarł swoją paszczę, ryknął potężnie i ruszył na przeciwnika. Atak Lokiego z całą siłą, uderzył w Koziorożca, który pod wpływem uderzenia uniósł się wysoko w powietrze. Z głośnym hukiem wbił się w ziemię, a po chwili z ciała Kozy uleciał czarny dym. Była to oznaka, że był opętany. Koziorożec zaczął świecić pięknym, złotym blaskiem. Po paru minutach - zniknął. Lew nie mógł w to uwierzyć, lecz po chwili zrozumiał że był on gwiezdnym duchem, które walczyły u boku Lucy. Zaśmiał się on cicho i padł na ziemię. Koziorożec z powodu odniesionych ran zniknął, a Loki zemdlał. Wyszło na to, że ta walka zakończyła się remisem, ale tego nikt nie żałuje, gdyż był to wspaniały pojedynek. Pokładajmy nadzieję, że ta dwójka wydobrzeje i dalej będzie szukała silnych przeciwników, aby wzmacniać siebie oraz odnosić kolejne zwycięstwa. Może jeszcze kiedyś będą walczyć ze sobą, by rozstrzygnąć kto zostanie zwycięzcą, ale to już będzie tylko przyjacielska bójka. Następny będzie mag lodu, który zmierzy się z władczynią czasu.

C.D.N~.
Muszę Was kochani przeprosić, że tyle nie pisałam, ale miałam egzaminy i strasznego lenia! T-T Pozwalam Wam mnie zabić, upiec, pożreć żywcem czy cokolwiek tam chcecie. Postaram się więcej tego nie robić. Jak chcecie to możecie na mnie krzyczeć, żebym pisała szybciej. A jak chcecie dowiedzieć się o mnie czegoś więcej to piszcie do mnie! Chętnie z Wami porozmawiam. Moje gg: 559139 Mój e-mail:lucy.chan97@onet.pl   Czekam! Pozdrawiam Kuro Lady~!<3